_
 _ _ | |_  ___
| '_>|   || . \
|_|  |_|_||  _/
          |_|Przechodnia dłoń (Roland Topor)
Józef Pechowiec wymyślił klej fizjologiczny nie z umiłowania Nauki, ani też dla Sławy. W istocie myślał o zastosowaniu bardzo konkretnym. Nie bez powodu przezywano go Pechowcem. Już w dzieciństwie koledzy wyśmiewali go i obrzucali szyderstwami:
- Niefart! Niefart! - wrzeszczeli mu za plecami.
Przylgnęło do niego jednak przezwisko "Pechowiec". Dla nikogo bowiem nie było tajemnicą, że na lewej dłoni Józefa widniała najdziwniejsza linia życia, jaką sobie można wyobrazić. Linia komiczna, absurdalna, głupia, haniebna, nie na miejscu, linia przerywana.
Pomysł Józefa był prosty: wymienić dłoń. Przyswoić sobie, dzięki fizjologicznemu klejowi, rękę z przyzwoitą linią życia. Zaczął więc od tego, że dobrze wymierzonym ciosem sierpu pozbawił się lewej ręki. Balsam własnego wyrobu pozwolił zatamować krwotok. Potem, zaopatrzony w tubę kleju, Józef Pechowiec wyruszył na polowanie na dłonie. Oczywiście była noc. Pierwszego napotkanego na ulicy przechodnia powalił, odciął mu lewą rękę i przeszczepił ją sobie na miejscu. Nieszczęsna ofiara skręcała się jeszcze z bólu na brudnej płycie chodnika, a Józef Pechowiec już otwierał drzwi swojego mieszkania cudzą ręką. Niestety, gdy przyjrzał się nowej dłoni w świetle elektrycznej żarówki, stwierdził z rozpaczą, że ma wyjątkowo krótką linię życia. Józef rozmyślał całą noc. O świcie zasnął z mocnym postanowieniem : poświęci resztę życia na szukanie dłoni z najdłuższą linią. Tak też uczynił. Udawał, że umie wróżyć z ręki. Dzięki temu mógł towar dokładnie obejrzeć, zanim go sobie przywłaszczył. Jeśli badana dłoń okazywała się wyjątkowa - brał ją. W krótkim czasie osiągnął zadziwiająco długą linię życia. Nie był jednak całkiem zadowolony. Dużo podróżował. Kiedy tylko czyjaś linia wydawała mu się dłuższa od własnej, musiał ja mieć. Doszło nawet do tego, że pod pozorem chiromancji prześwietlał dłonie, by mieć pewność, że się nie myli.
Pewnego dnia, gdy Pechowiec wędrował polną drogą, wpadła mu w oko otwarta dłoń. Należała do śpiącego na trawie człowieka, widać zażywającego wypoczynku. Józef nie wierzył własnym oczom. Nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażał sobie, że może istnieć taka linia życia. Szeroka, rozłożysta długa jak biczysko, słowem - wspaniała! Józef długo podziwiał ją okiem znawcy. Potem, z wprawą zawodowca, uciął rękę i dokonał zamiany. Mężczyzna skulił się z bólu. Szybko się jednak opanował.
- Dziękuję - wybełkotał, patrząc w ziemię. Józef wybałuszył oczy ze zdumienia. Po raz pierwszy ofiara dziękowała.
- Nie ma za co.
- Ależ owszem, jest. Bardzo, bardzo dziękuję - powtórzył człowiek patrząc z uporem w ziemię.
Józef poszedł za jego wzrokiem. Zobaczył coś jakby linię życia uciekającą po trawie. Ze zgrozą spojrzał na lewą dłoń. Nie miała żadnej linii. Ujrzał dwa ślady, zostawione przez zęby żmii.



::[góra]::[nawigator]::[rhp]::

[«««]
      _
 _ _ | |_  ___
| '_>|   || . \
|_|  |_|_||  _/
          |_|[KONIEC]