_
_ _ | |_ ___
| '_>| || . \
|_| |_|_|| _/
|_|Dobry uczynek (Roland Topor)
Stary pan Scrouge nie mógł zasnąć. Męczyły go najróżniejsze dziwne myśli, do których nie był przyzwyczajony. Zupełnie jakby worek z myślami, nie tknięty przez siedemdziesiąt sześć lat, nagle pękł. Stary pan Scrouge przewracał się w łóżku z boku na bok. Wraz z tymi poruszeniami przed otwartymi oczyma zmieniały się obrazy. Jedna po drugiej defilowały postaci, które w życiu spotkał, a z którymi nie udało mu się zaprzyjaźnić. Znów oglądał twarze kobiet, które pozostały obce, bo bał się zakłócić swój wygodnicki tryb życia. Przypomniał sobie żebraka, któremu odmówił kawałka chleba, i zagubionego na środku ulicy ślepca; udał wtedy, że go nie widzi. Stłumił łkanie. Nagle poczuł straszliwy chłód. Zadrżał. Owinął się kocami cały, łącznie z głową, żeby się ogrzać własnym ciepłem. O północy dobiegło go dwanaście uderzeń zegara, przytłumionych grubą warstwą wełny. Potem zdawało mu się, że słyszy jakieś krzyki. Jednym ruchem z całej siły odrzucił koce. Słuchał. Nie mylił się. Słabnący głos krzyknął jeszcze kilka razy:
- Ratunku!
Pan Scrouge mieszkał przy Nabrzeżu Grands-Augustins. Głos należał zapewne do jakiegoś nieszczęśliwca, który wpadł do Sekwany. Nie bacząc na chłód, wstrząsający zasuszonym ciałem, szybko narzucił szlafrok, wsunął kapcie i wybiegł na dwór. Przeszedł ulicę, wychylił się przez balustradę i wpatrzył w czarną toń. Jakiś człowiek poruszał się niezdarnie, jakby uwięziony w kleistej mazi.
- Jestem stary - pomyślał pan Scrouge - cóż mi jeszcze w życiu pozostało? Jeżeli teraz uratuję tonącego człowieka, osiągnę więcej satysfakcji niż przez całe lata nędznej egzystencji. Odważnie przekroczył balustradę i dał nurka.
Od razu poszedł na dno, bo miał serce z kamienia.
|
::[góra]::[nawigator]::[rhp]::
[«««]
_
_ _ | |_ ___
| '_>| || . \
|_| |_|_|| _/
|_|[KONIEC]
|